Andrzej Rogiński
31 października 2002
Dzisiejsze wydanie warszawskiego tygodnika „Południe – głos Mokotowa i Ursynowa” zamieściło wspomnienia pióra Pana Andrzeja Rogińskiego – Prezesa Stowarzyszenia Społeczny Komitet Budowy Metra. Z uwagi na fakt, iż dotyczą minionego dwudziestolecia działalności Komitetu, przytaczamy ten artykuł, za zgodą Autora i Redakcji „Południa”, w całości.
Społeczny Komitet Budowy Metra
Dwudziestolecie
Wydarzeniu temu towarzyszyli dziennikarze stołecznej prasy. W świetle jupiterów Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego powstał ostateczny kształt Deklaracji programowej Społecznego Komitetu Budowy Metra. 25 października 1982 r. powstał SKBM.
We wspomnianej deklaracji napisaliśmy m.in.: „Naszym celem jest doprowadzenie do tego, aby warszawiacy szybko otrzymali metro. Uważamy, że metro jest niezbędne. Stanowi ono najbardziej ekonomiczny i funkcjonalny środek transportu miejskiego. Rozwój przestrzenny miasta, budowa nowych dzielnic mieszkaniowych i przemysłowych oraz wzrastające natężenie ruchu wymagają wprowadzenia tego nowego rodzaju komunikacji pasażerskiej. Jesteśmy przeciwni marnowaniu czasu, mnożeniu niewygód podróżnych, metro jest jedynym rozwiązaniem ograniczającym te straty społeczne.”
Dzisiaj, gdy kandydaci na urząd Prezydenta warszawy uznają budowę metra za priorytet wydaje się, że to takie oczywiste. Dwadzieścia lat temu musieliśmy nie tylko informować, co to takiego jest metro, ale przekonywać wiele osób do sensowności jego zbudowania w Warszawie. Działacze polityczni i społeczni w kilku aglomeracjach uznali możliwość budowy metra w stolicy za zagrożenie interesów ich regionów. Przecież w tamtych czasach wszystkiego brakowało, w tym materiałów budowlanych. Potężna inwestycja w Warszawie oznaczać mogła zmniejszenie przydziału cementu, stali, przewodów elektrycznych i czego tam jeszcze dla inwestycji, na których im zależało.
Samo powołanie do życia naszego lobby też nie było takie łatwe. Ówcześni urzędnicy i decydenci uważali, że nie można było nas zarejestrować jako stowarzyszenia. Już choćby dlatego, że trwał stan wojenny i wiele dotychczas istniejących organizacji zostało zawieszonych. A myśmy chcieli — niewyobrażalne — organizować zebrania i odwoływać się do opinii publicznej! Byłem zatrudniony wówczas jako dziennikarz w „Sztandarze Młodych”, a więc w gazecie, której czasem wolno było nieco więcej niż innym tytułom prasowym. Trzeba przyznać, że dość łatwo przekonałem kierownictwo redakcji do przyłączenia się do nowej inicjatywy. A właśnie z inicjatyw, z dobrego kontaktu z czytelnikami znany był „Sztandar Młodych”. Zyskaliśmy więc sojusznika.
Dysponowaliśmy świetnymi argumentami na rzecz powołania dożycia naszego komitetu. Przecież najważniejsza wówczas osoba w Polsce, generał Wojciech Jaruzelski poinformował publicznie, że metro będzie budowane. Władza powinna się cieszyć, że powstał obywatelski komitet, który chce społecznie działać. Uzyskaliśmy poparcie „Sztandaru Młodych” i Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W ratuszu zastanawiano się nawet, czy uznać nas za komitet czynu społecznego. Wytłumaczyłem wówczas grzecznie, że metra społecznie budować nie będziemy. O zarejestrowaniu nas jako stowarzyszenia nikt nie chciał nawet słuchać.
W tamtych czasach trzeba było uzyskać przyzwolenie na działalność publiczną od władzy politycznej. Andrzej Ziemski, ówczesny redaktor naczelny „Sztandaru Młodych”, był członkiem Egzekutywy Komitetu warszawskiego PZPR i to on mógł nam załatwić tę sprawę. Sekretarzowi ds. propagandy KW PZPR opowiedziałem, co i jak zamierzamy robić, oraz przedstawiłem projekt naszej deklaracji programowej. Decyzja zezwalająca nam na działalność została podjęta w dniu, gdy akurat sekretarz ds. ekonomicznych był na urlopie. Pamiętam jego wściekłość na kilka dni przed zebraniem założycielskim SKBM. Akurat siedziałem w gabinecie przewodniczącego stołecznej organizacji ZSMP przy ul. Rutkowskiego dla omówienia spraw organizacyjnych. Właśnie bowiem w siedzibie tej organizacji młodzieżowej mieli się po raz pierwszy spotkać założyciele naszego komitetu z dziennikarzami. Przewodniczący ZW ZSMP podniósł słuchawkę telefonu, specjalnej linii, z której korzystały wyłącznie osoby pełniące istotne funkcje polityczne. Tłumaczył się swemu rozmówcy, mocno pocił się by … oddać mnie słuchawkę. „A po co Wam ten komitet?” — usłyszałem. Po kilkunastominutowej rozmowie, gdy już wiedziałem, że facetowi nie podoba się nasz zamiar, i ostatnim pytaniu: „A czy musicie powoływać ten komitet?” stwierdziłem: „Jest w tej sprawie decyzja egzekutywy. Czyżbyście chcieli ją podważyć?”. Usłyszałem tylko stuk odkładanej słuchawki.
SKBM został zarejestrowany jako stowarzyszenie dopiero dwa lata temu, po tym gdy jeden z wiceprezydentów Warszawy uznał, że nie powinniśmy mieć swojego przedstawiciela przy Okrągłym Stole Transportowym, ponieważ organizacja nie jest zarejestrowana w sądzie. pomyśleć tylko, że ta niezarejestrowana organizacja upoważniła w 1983 r. ówczesną Radę Narodową M. St. Warszawy do nadania nazw stacjom metra, że wyrwała parę setek milionów złotych z budżetu państwa na budowę metra.
Przez te dwadzieścia lat zajmowaliśmy się głównie lobbowaniem, początkowo na rzecz rozpoczęcia budowy I linii metra, potem sieci metra. Czynnie poszukiwaliśmy źródeł finansowania inwestycji. Nie tylko występowaliśmy do władz centralnych, ale zwracaliśmy się o poparcie do parlamentarzystów. Aby zdobyć środki na inwestycję z budżetu państwa podsunęliśmy władzom miasta pomysł później nazwany „Kontraktem dla Warszawy”. Gdy gminy pokazywały Pawłowi Piskorskiemu, prezydentowi Warszawy, gest Kozakiewicza, poszliśmy na rozmowy z burmistrzami, aby zdobywać wsparcie dla przygotowania montażu współfinansowania inwestycji. Przekonywaliśmy do idei partnerstwa publiczno-prywatnego dla zbudowania drugiej linii metra. W 1983 r. przeprowadziliśmy konkurs na nazwy stacji metra oraz plebiscyt na znak metra. Oddziaływaliśmy na wykonawców inwestycji w celu zmniejszenia uciążliwości dla mieszkańców w związku z budową odcinków ursynowskiego i mokotowskiego.
Jednym z podstawowych naszych zadań było informowanie mieszkańców Warszawy o przebiegu realizacji inwestycji oraz o jej finansowaniu. Zadanie to wykonywaliśmy dzięki ogromnej pomocy Bohdana Zunia, dyrektora Metra Warszawskiego i jego współpracowników. Należy mu się wielkie podziękowanie.
Oczywiście to wszystko, co zrobił Społeczny Komitet Budowy Metra, nie byłoby możliwe, gdyby nie ludzie go tworzący. Do najwybitniejszych z nich należą nieżyjący już: prof. Marian Rataj, pierwszy prezes, oraz prof. Jan Podolski. Ale to już zasługuje na odrębne opowieści.
Wszystkim ludziom metra, członkom naszego komitetu, serdecznie dziękuję za wszystko, co zrobili dla poprawy funkcjonowania komunikacji miasta. Wyrażam pragnienie, aby nowy prezydent Warszawy jak najszybciej spotkał się z Zarządem SKBM, abyśmy mogli przekazać mu nową inicjatywę związaną z pozyskaniem środków finansowych na metro.
Andrzej Rogiński
prezes Społecznego Komitetu Budowy Metra
PS Powyższy tekst wejdzie do przygotowywanej przeze mnie książki na temat stołecznego metra.